Zaczęło się od sikawki

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!

No, tak to jeszcze nie zaczynałem reportażu. Czerwiec, wtorek, senna jak zwykle Kamionka. Ksiądz Maradona (bardziej znany pod tą ksywką niż z imienia i nazwiska – Andrzej Taliński) otwiera drzwi plebanii, jakby się wahał, zaprasza. Ma optymistyczne zdanie na temat związków autostrady A1 z parafią (Kamionka i Rynkówka). Oto ono w skrócie.

Na oczach ludzi dzieje się tu historia. Szkoda, że niektórzy wcześniej nie pomyśleli, by przystosować się do zmian. Tamci zbudują A1 i odejdą. Ale niech w przytulonych do A1 wioskach coś po sobie pozostawią. Możliwe, że takie gesty pomogą im uzyskać zgodę rządu na dalszą budowę A1, do Torunia.

Ks. Maradona też chce skorzystać z ich ogromnych możliwości. Tu, w Kamionce, mogą zbudować boisko piłkarskie. Już drugie we wsi. Bo tylu ks. Maradona ma piłkarzy, że trzeba dwa. Mogą też pomóc przy utworzeniu rezerwatu żab, bardzo rzadkich tutaj, niebieskich…

Ksiądz mówi o imprezach, jakie organizuje parafia. Na ogół dla młodych, którzy podrosną i i tak pojadą do Irlandii… Wszyscy mówią w trosce o młodych – myślę sobie. – A gdzie troska o pokolenie pani Wojciechowskiej? Patrzę z przykościelnego terenu na uwijające się wielkie pojazdy, wydające od czasu do czasu specyficzne, krótkie gwizdy.

Widok ze wzgórza

Ileż to razy zjeżdżałem z Rynkówki do Kamionki! Do niedawna Kamionką z Rynkówki (109 m.n.p.m. – najwyższe miejsce w gminie Smętowo) widać było jak na dłoni. Teraz panoramę szpeci blizna zdartej ziemi pod A1, idąc od niedalekiej Frący. Znad tej blizny wystaje czubek kamionkowskiego kościoła i szczyty gór ze żwiru i kruszywa. Przed Kamionką objazd – skręcić w lewo i jechać szutrem. Szosą dalej się nie da. Wiadukt nad A1 jeszcze niedokończony. Zagrody przy szosie zbiegającej z Rynkówki do Kamionki wyglądają groteskowo – odcięte od tamtej części świata przez A1. Odcięte pejzażowo, bo przecież po to buduje się wiadukt, by ludzie mogli przedostać się stąd na drugą stronę A1 – na zabawy w Kamionce czy na msze do kościółka.

Po lewej stronie szosy, kilkadziesiąt metrów od wiaduktu, mieszkają Wojciechowscy. Widok z ich podwórza na pola ciągnące się w stronę Frący wzdłuż A1 jest szeroki i spokojny, można by rzec – kojący, gdyby nie ta blizna ziemi.

Telefony

Kiedy wiosną zajeżdżałem do Wojciechowskich, pani Kazimiera dochodziła do siebie po półtoramiesiączce (przez choróbsko, jakie ją dopadło, musi często odpoczywać). Po raz kolejny sumowała wszystkie nieszczęścia, z jakich składa się jej życie. Pomijając stodołę, która – jak to stodoła – spłonęła, duże nieszczęście przyszło z TP SA. Bodajże w 2002 r. dostała od nich rachunek. Spoglądała na cyferki jak na jakiś niewiarygodny szyfr. 20 tysięcy złotych! Ktoś z ich domu telefonował na 0700. Później okazało się, że rzekomo inni w Rynkówce też dostali, ale nie aż na takie kwoty… Zaczęła walczyć. Mówili jej: „Pani i tak tej sprawy nie wygra”. Walczyła pół roku i wygrała. Sprawę umorzyli. Doszli do wniosku, że ktoś kradł rozmowy ze słupa.

Wieża

Potem przez dwa lata biegała w sprawie wieży telefonii komórkowej. Miała prawo protestować przeciwko jej budowie, bo ma stanąć koło ich pola, ze 200 m od ich domu. Jeździła z listą z podpisami mieszkańców Rynkówki i Kamionki. Ale ONI – ogólnie mówiąc – zrobili ich w konia. Przysłali do nich pismo w sprawie zgody w czerwcu 2005 r., a postanowienie o budowie było już podpisane bodajże pod koniec kwietnia. Pod dwóch latach jej walki decyzji nie anulowali. Stosowali różne myki. Wysyłała na przykład pisma do Urzędu Gminy, a ONI wyrzucili je do kosza… Nie dosłownie, tak to się mówi… A potem mówili, że się nie zmieściła w terminie. Miała potwierdzenie nadania świadczące, że kątem. Niestety, cała ta korespondencja nic nie dała. Wieża stanie. Będzie szkodliwa. Zrobi tu swoje, bo dookoła prawie wszyscy chorzy. Ona jest po dwóch operacjach, córka ma chore nerki, mąż ma chore serce, dom wyżej chodzą z inhalatorami i dostają rentę, jeden ma straszną tarczycę, jedna chudnie na oczach, inny ma rozrusznik serca i tak dalej.
– Byłam po operacji i już specjalnie w sprawie tej wieży nie mogłam jeździć… – mówiła wtedy Wojciechowska. – Niech pan powie, jak to może się dziać, że z człowiekiem się zupełnie nie liczą? A wystarczyło wybrać miejsce trochę dalej. Ludzie tu jakoś wyjątkowo chorzy. W pobliskiej Frący rzadko kto dożywa pięćdziesiątki.

Podobno tędy szła mocnym klinem gęsta chmura z Czarnobyla. Wszyscy tu o tym opowiadają. Wojciechowska też. Wracała akurat z rąbka z panią Ewką Klasą i Zofią Waiss i stała się ciemność. Widać było tylko na 5 centymetrów. Nie, to nie nadeszła ciemna noc. Było trochę po godzinie 20., 28.04.1987r., a o tej godzinie w kwietniu jest szaro, a wtedy było czarno, ani gwiazdy, ani nic. „Co za licho? – pytała się w duchu.

Wiadukt

Wiosną obecnego roku, kiedy budowali wiadukt przez A-1, codziennie, nawet i w niedziele, wozili koło nich żwir. Córka od piachu dostała alergii. Wyszła na dwór, od razu ciekły jej łzy. A ją strasznie bolała głowa. Wszystko się w domu kiwało, nawet chodziły szafy. Pozamykała okna. Poczuła się osaczona. Gorzej – zamknięta jak w trumnie. Właściwie tak wygląda koniec, kiedy nie liczysz już na jakąś dobrą niespodziankę.

Budowa A-1 – to ona rozumie. Między Rynkówką a Kamionką będą ekrany wygłuszające. Ale ten wiadukt był straszny.
– Nie lepiej sprzedać ziemię i przeprowadzić się do miasta? To tu się nie da uprawiać, przy A1 – pytałem.
– Mąż kocha tę pracę – odpowiadała Wojciechowska. – Tu nie ma drugiego takiego, co tak ziemię uprawi… Nie, mąż nigdy by się nie wyprowadził. On musi sam tę ziemię przegrzebać, bo to kocha… Poza tym gdzie ja chorując i w wieku 50 lat ucieknę? Zresztą nie mogę uciec. Kościół w Kamionce nadbudowaliśmy, tutaj leży mój tata, siostra, to co będę uciekał?

Dwaj synowie dostali pracę w Skanskiej. Może na dłużej. Trzeci pomaga im na gospodarstwie. Marzy mu się gospodarstwo ekologiczne, czerwone krowy francuskiej rasy.
– Ale jak on będzie to robił, kiedy tu nie ma ludzi do pracy, gdy trzeba odstawić tuczniki? – zastanawiała się Wojciechowska.
I potoczyła się taka rozmowa.
– Jak to nie ma ludzi do pracy? Są młodzi, widziałem. Siedziałem u sołtysa i przejeżdżał orszak weselny. Śluby biorą, to znaczy, że młodzi są…
– A tak, brali ślub od Gawlików. Oni przyjechali tu na ślub z Irlandii i zaraz jadą z powrotem…

Tak. Pan młody przyjechał z Irlandii. Jego brat z żoną i synkiem też. Narysowałem mapkę gospodarstw przy szosie Rynkówka – Kamionka. Z pamięci – prawie o każdym tutaj pisałem.
– Kto jeszcze wyjechał do Irlandii?
– Z tego pierwszego obejścia w rogu między autostradą a wiaduktem czterech. Do Irlandii i Anglii. Od Zielińskich – syn i ojciec. Od Klasów dwie osoby. Od Gawlików dwie, ta, co się wydaje i brat pana młodego. Od Głąbów matka i syn. Od Wodzaków też wyjechali – córka, dwóch synów i jej mąż… Co wobec tego da Rynkówce i Kamionce autostrada A1, równo dzieląca ten piękny pejzaż? Co da wieża, wiadukt, który owszem – połączy obie wioski? Czy nie nadejdzie czas, że nie będzie miało kto po nim jeździć?

Na wiadukcie

Początek czerwca. Znowu zjeżdżałem z Rynkówki do Kamionki. Jak w filmie – zrobiłem dokrętkę do reportażu. Jest po godzinach pracy, na wiadukcie pusto. Ostrożnie, powoli, przyczajony za kierownicą wjeżdżam. I przejeżdżam! Rynkówkę mam teraz za plecami, piękną Kamionkę widzę przed sobą, ale z góry. Wydaje się, że śpi. Jak zwykle. Oj, obudzi się, kiedy w pasie między nią a Rynkówką zaczną jeździć tysiące samochodów na dobę, może godzinę.

Więc Kamionka śpi. Może działa jedynie energiczny ks. Maradona. W wyobraźni widzę już dokończoną tutaj A1. Tysiące pojazdów na godzinę migających w wygłuszającym tunelu z pleksi postawionym między Kamionką a Rynkówką. I przylepione do pleksi twarze ostatnich tubylców. Tych, którzy nie zdążyli uciec do Irlandii. Tak dwie Polski całkiem różnych prędkości będą oglądać siebie nawzajem.

Co mnie tak denerwuje? Przy tej ścianie obok Wojciechowskiej będzie stał jakiś facet. Po pięćdziesiątce. Wypadł z gry. Tak, to ja. Oboje będziemy stali, wściekle lub ze smutkiem patrząc, jak Polska tamtej prędkości jedzie brykami w kierunku Bahama.

Tadeusz Majewski – POLSKA Dziennik Bałtycki Piątek, 29 czerwca 2007r.
Źródło: POLSKA Dziennik Bałtycki oraz gdansk.naszemiasto.pl