Wspomnienie o śp. Ks. kan. Henryku Mross

Na zdjęciu od prawej stoją: ks. Kazimierz Kirstein, ks. Henryk Mross, ks. Franciszek Znaniecki, ks. Alfons Tęgowski, ks. Józef Talkowski

W katedrze pelplińskiej w dniu pogrzebu śp. ks. kan. Henryka kaznodzieja żałobny ks. Inf. Stanisław Grunt m.in. powiedział: „… każde życie ma swój poranek, dzień i wieczór… Przy tych słowach moja myśl wybiegła daleko wstecz, pytając kiedy był ten nasz poranek znajomości kapłańskiej. W tym zamyśleniu sięgałem aż do słów ks. Franciszka Znanieckiego v-ce rektora seminarium w Pelplinie, kiedy to jako diakonowi postawił mi pytanie: „czy wie dokąd idzie” i sam dał odpowiedź: „pójdzie do proboszcza, który ma psa i boi się przewiewów”. Niebawem okazało się, że te słowa były zapowiedzią szansy spotkania z ks. prob. z Pieniężnica z Franciszkiem Chylińskim, a on oczekując swojego pierwszego wikariusza przygotował już spotkanie z ks. Henrykiem Mross i Kazimierzem Kirstein, wtedy wikariuszami Nowego. W trakcie już pierwszej rozmowy z ks. proboszczem z Pieniężnica (oczywiście z psem Reksem u boku na smyczy), dowiedziałem się o obowiązkach i realiach pracy pierwszego po wojnie wikariusza w Pieniężnica, a także o tym, że ks. Mross i ks. Kirstein zobowiązali się przy nadmiarze intencji udostępniać intencje mszalne z Nowego temu księdzu, który przybędzie do Pieniężnica. Po takim ustawieniu mnie wspólnie z ks. proboszczem wyruszyliśmy autobusem do Nowego, aby pokłonić się dziekanowi i przedstawić się jego wikariuszom, którzy już wcześniej „w ciemno” postanowili traktować wikariusza z Pieniężnica jak brata. Po tym poranku znajomości braterskiej w kapłaństwie Ks. Henryk zaprosił mnie do swego domu rodzinnego w Gdyni – Witomino. Od tej pory coraz częściej i coraz dłużej bywałem u ks. Henryka. Często bywałem nie sam, ale nawiedzaliśmy go wspólnie z ks. Wikariuszem ze Smętowa ks. Alojzym Weltrowskim, obecnie proboszczem w Niestępowie. Ks. Henryk był nam dobrym kolegą. Opowiadając o pracy swojej podpowiadał nam działania. Niejednokrotnie nasze rozmowy przeplatał nowo zdobytymi wiadomościami, o którymś ze zmarłych kapłanów. Już wtedy w początkach lat 60-tych miał wiele materiałów i opowiadał w drobnych szczegółach. Aż dziw ogarnia, że po latach gdy chwyta za pióro aby w stałej rubryce miesięcznika diecezjalnego „Z karty żałobnej” napisać wspomnienie o kapłanie, to pisze tak zwięźle i tylko to co istotne. Innym kapłanom w opracowaniu tej rubryki bywają chyba bardziej wylewni. Nadszedł dzień 01 lipca 1965 rok, z którym to ks. wikariusz Henryk oraz wikariusze ze Smętowa i Pieniężnica zostali posłani na nowe placówki duszpasterskie. W tym dniu rozeszły się drogi tej trójki. Pozostały kontakty przypadkowe oraz prawie systematyczne spotkania w dniach rekolekcji, najczęściej bywało to w Laskowicach.

Lata kolejne przyniosły kolejny styk przez pracę duszpasterską w dekanacie chełmińskim. Aczkolwiek była to praca w różnych latach, to jednak wzmogła falę wspomnień wspólnych z kolejnego, wspólnego dekanatu. Tu w Chełmnie wspólnie też klękaliśmy przed Najświętszym Sakramentem i wizerunkiem Matki Bożej Bolesnej w Jej wielki odpust Na Wiedzenia NMP z 1 na 2 lipca. Doszły jeszcze wspólne spotkania na konferencjach dziekańskich w Pelplinie, gdzie ks. Henryk przez długie lata reprezentował dekanat fordoński, a proboszczował w Osielsku. Już z Nowego odwiedziłem go tam z misjonarzem O. Bolesławem Blijem, którego katechetą w czasach nowskich był właśnie ks. Henryk. Prawie wszystkich ks. Henryk zaskoczył swoim rozstaniem z Osielskiem i objęciem funkcji dyrektora biblioteki w Pelplinie, mimo że każdy z nas znał jego miłość do książek. Odwiedzało go wielu, a on dawne znajomości sobie cenił. Jednakże z tym momentem coś w jego psychice się zmieniło. Zaczęło mówić o sobie „ksiądz emeryt”. Po śmierci rezydenta w Nowem ks. Jana Molendy, znając olbrzymią sympatię ks. Henryka do Nowego, poprosiłem, by zechciał wobec nas pełnić funkcję regularnego spowiednika w każdy I piątek miesiąca.

Funkcję tę podjął z radością ducha kapłańskiego, a jako człowiek w Nowem poczuł się znów jak u siebie. Oddały to chyba dobrze słowa radnego p. Zdzisława Łepka wypowiedziane nad grobem ks. Mrossa w Pelplinie: „był naszym drugim proboszczem”.

Przybywał do nas jak do domu. Gdy nie mógł przybyć, uprzedzał telefonem. Po takim fakcie, w następny I piątek miesiąca tłumaczył, że wolałby być z nami, ale musiał być tam i tam. Jestem przekonany, że Nowe pozostało parafią, w której zostawił cząstkę swojego serca. W czasie swego ostatniego pobytu u nas mówił, że czuje się źle, że lekarze podpowiadają operację taką jaką u nas w dekanacie miał ks. Maliński z Warlubia… zamilkł na chwilę… zamyślił się…, a potem dodał… ja chyba pójdę za Kazikiem … tak jak przyszedł za nim do Nowego po 8 miesiącach, tak i teraz pójdę za nim … Odwodziłem go od tych myśli, tak jak tylko potrafiłem. Niczym Piotr Pana Jezusa…, ale on chyba pozostał z tymi myślami. Wprawdzie na pożegnanie, już pod kasztanem, mówił o radości z kupna nowego samochodu, ale pozostał smutny.

Wsiadł do swego samochodu i odjechał oddalając się od fary i plebanii nowskiej ku Pelplinowi. „Drugi Proboszcz” na spowiedź I piątkową w kwietniu 2000 r. już nie przybył. Natomiast 14 kwietnia po zakończeniu obrad sesji I Synodu Diecezji Pelplińskiej wraz z pozostałymi delegatami dekanatu nowskiego z ks. Malińskim z Warlubia i ks. Doberem z Bzowa, odwiedziliśmy go w szpitalu w Starogardzie Gdańskim. Dostrzegliśmy zmiany i pewien niepokój.

Zapytałem wtedy wprost, czy potrzebuje posługi duchowej, bo jest tu z nami nawet ojciec duchowny dekanatu. Odpowiedział, że nie, że jest spokojny w sumieniu. Po kilku dniach w tym samym szpitalu ks. Henryka odwiedziła rodzina Kościńskich, a po powrocie podzieliła się z nami dobrymi wiadomościami. Ks. Henryk jest już bardziej ożywiony i bardzo się cieszy z tego, że wyjdzie ze szpitala i będzie pod opieką siostry w Gdyni.

Z Gdyni przesłał nam jeszcze zwięzłe życzenia świąteczne następującej treści:

Błogosławionych świąt Życzy ks. Henryk Bóg zapłać za życzliwość

Te ostatnie jego słowa do nas niech będą także naszymi ostatnimi słowami skierowanymi do ks. Henryka:

„Bóg zapłać za życzliwość”…

z zapewnieniem, że długo jeszcze będziemy pamiętać o nim w modlitwach i upraszać mu również według jego słów „Błogosławionych świąt” u Pana Wiecznego Gospodarza Paschy i życia wiecznego i radości.

Księże Henryku, tak cię zapamiętaliśmy i życzliwie wspominamy młodszy brat w kapłaństwie Chrystusowym od nowskich lat sześćdziesiątych.

Ks. Józef Talkowski
Głos Nowego Nr 5